Katedra św. Janów
Dwa miasta toruńskie – Stare i Nowe – przez pierwszych dwieście lat swojego istnienia były w pełni autonomicznymi ośrodkami, z oddzielnymi rynkami, ratuszami, radami, ławami i kościołami parafialnymi. Święci Janowie to fara Starego Miasta. Kościół towarzyszy Toruniowi od jego narodzin, ale – co w wypadku wielkich gotyckich kościołów typowe – jest to już kolejna budowla stojąca w tym miejscu. Ogrom prac nad najważniejszym w mieście kościołem trwał bez mała dwieście pięćdziesiąt lat, czego owocem jest stojąca po dziś majestatyczna bryła, wnoszona aż po lata siedemdziesiąte XV w.
Średniowieczne miasta miały zwyczaj „ścigać się” na parafialne świątynie – stąd, kiedy tylko Główne Miasto Gdańsk pociągnęło ku górze swoją Pannę Marię, torunianie „ciągnęli” Janów. I tak na zmianę, aż wreszcie gdańszczanom udało się zdystansować konkurentów. Ci jednak, obdarzeni kupiecką miłością do współzawodnictwa, powiedzieli ostatnie słowo. Powiedzieli – a raczej wydzwonili. Gdy na wieży kościoła Mariackiego zawisł wielki, ważący przeszło 6 ton dzwon, torunianie ulali większy i cięższy! Przeszło siedmiotonowa Trąba Boża dzwoni ledwie kilka razy w roku, a jej brzmienia nie da się pomylić z brzmieniem innych instrumentów. Legenda głosi, że w roku 1500 Bóg postanowił skończyć z tym światem. Torunianie, znani z pewności siebie, graniczącej niekiedy z bezczelnością, podjęli się trudnej sztuki… negocjacji ze Stwórcą. Zapowiedzieli, że uleją potężny dzwon, by tym kosztownym aktem przebłagać za grzechy i przekonać do zmiany planów. Pan Bóg, urzeczony dźwiękiem Trąby, koniec świata odwołał, a do miasta zesłał Anielicę, która od tej pory wpisana jest w herb Torunia.
Na wieży wisi także okazały zegar, po którego tarczy ślizga się ledwie jedna wskazówka. Zegar, liczący sobie przeszło pół tysiąca lat, powstał w czasach, gdy konstruowano czasomierze wyposażone tylko w jedną wskazówkę. Tarcza od wieków służyła flisakom, a ci – powszechnie znani z pijaństwa – zapewne i tak widzieli dwie wskazówki, gdy dopływali już do Torunia.
Trzeba dodać, że fara była jednocześnie najważniejszym budynkiem w znaczeniu czysto politycznym. To tu, a nie Ratuszu Staromiejskim, odbywała się kiera – czyli wybory do Rady Miejskiej.
Wnętrze kościoła kryje wiele cennych pamiątek przeszłości. W jednej z kaplic stoi chrzcielnica, przy której sakramentu udzielono samemu Mikołajowi Kopernikowi. Jest to w istocie jedyna kopernikańska „relikwia” w kopernikowskim mieście. To tu złożono również część doczesnych szczątków jednego z monarchów. Zmarły w czerwcu 1501 roku Jan Olbracht zostawił w Toruniu nie tylko serce, ale też wątrobę, płuca, śledzionę, nerki i całą resztę. Wnętrzności króla zamurowano w drewnianej skrzyneczce u wejścia na wieżę dzisiejszej katedry.
Najcenniejszej z rzeźb, która zdobiła niegdyś wnętrze kościoła, nie zobaczymy już w oryginale. Mowa o słynnej toruńskiej Pięknej Madonnie, która ukradziona przez Niemców podczas ostatniej wojny, trafiła do prywatnej kolekcji dzieł sztuki. Tropiciele tajemnic przypuszczają, że zdobi obecnie gabinet zdegenerowanego kolekcjonera, mieszkającego w Mongolii. Inni sądzą, że posąg „wywędrował” do Australii.
Do południowej ściany prezbiterium przytwierdzono metalową płytę nagrobną małżonków von Soest. Wykonane w brązie nagrobki były niegdyś bardzo popularne wśród elit Torunia. Kosztowny i potrzebny podczas wojen materiał sprawił jednak, że wszystkie - oprócz tej jednej - w czarodziejski sposób zmieniły się w armaty. W XIV w. Toruń uchodził za najpoważniejszego pośrednika w obrocie ruskim woskiem, natomiast Soestowie uchodzili za największych pośredników w Toruniu. Płytę, obok wizerunków Jana i Małgorzaty, zdobią także przedstawienia psa i wiewiórki. Wiewiórka skupia w sobie wszelkie cechy dobrej i cnotliwej żony. Jest zaradna i zapobiegliwa. Pies symbolizuje małżeńską więź – dozgonną wierność i przyjaźń.
Wyobraźnię torunian rozpalają doniesienia o tunelu pod Wisłą, którego początek znajduje się rzekomo pod kościołem, a prowadzi aż do Zamku Dybowskiego.
Powrót